O ODNALEZIONYCH WIERSZACH JANA POCKA
Z profesor Aliną Aleksandrowicz
Mawiali starożytni: habent sua fata libelli — i książki mają swoje dzieje.
Janowi Pockowi, najwybitniejszemu poecie ludowemu wydano za życia dwa wybory wierszy: w roku 1947 „Zgrzebne pieśni” i szesnaście lat później — ,,Malwy”.
Obydwie książki są obecnie rzadkością bibliofilską
Po śmierci Pocka (1971 r.) komisja społeczna przejęła od rodziny przeszło osiemset utworów poetyckich, fotografie, korespondencję i rękopis nie dokończonej powieści pt. ,,Urodzaj życia”. Z tego urobku Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza opublikowała w roku 1973 wybór pt. ,,Wiersze”. Redaktor tomu, Józef Zięba, stwierdził w posłowiu, „Zachowane i przejęte przez komisję rękopisy wierszy pochodzą z lat 1945—1947 i 1961—1971. Brak jest utworów z okresu, gdy poeta przebywał w Warszawie. Podobno kilka zeszytów z wierszami pożyczył jakimś redaktorom, którzy obiecywali wydrukować je w czasopismach czy też w wydawnictwach książkowych. Autor nie pozostawił odpisów tych wierszy, więc zapewne już bezpowrotnie zaginęły”.
Z innym przekonaniem pozostaje profesor doktor habilitowany Alina Aleksandrowicz z Uniwersytetu Marii Curie-Skłdowskiei w Lublinie, której zasługą jest najpełniejszy (prawie 500 stron druku) i rzetelnie opracowany zbiór wierszy Pocka pt. ,,Poezje”. Dopiero ta książka wydana w normalnym formacie, w płóciennych okładkach i na kredowym papierze, a więc dopiero ta książka przybliżyła twórczość rolnika z Kalenia miłośnikom poezji.
Nie tak dawno bo w lecie bieżącego roku Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza przekazała kolejny zbiór (139 wierszy) nie znanych poezji Pocka. Józef Zięba wyjaśnia, że są to utwory z brulionu, który w roku 1961 Jan Pocek pożyczył jednemu z dziennikarzy. „Brulion ten się zawieruszył, a odnaleziony po latach, trafił do Muzeum Józefa Czechowicza w Lublinie”.
Na ostatnim zebraniu Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Jana Pocka profesor Alina Aleksandrowicz oznajmiła, iż odnalazły się inne jeszcze rękopisy chłopskiego humanisty,
I o tej sprawie rozmawiam z uczoną:
— Gdzie, kiedy i jak się to stało?
— Pamięta pan zebranie w Markuszowie, które wyłoniło Komitet Budowy Pomnika? Apelowałam wtedy o udostępnieni mi jakichkolwiek rękopisów Pocka. Prosiłam o pomoc w objaśnieniu wojennej biografii poety. W Markuszowie byli dziennikarze z prasy i radia. Niektórzy przedrukowali moja prośbę. W czerwcu bieżącego roku doszła mnie anonimowa przesyłka pocztowa zawierająca ponad pięćdziesiąt utworów. Parę juz znałam. Inne przedstawiają drugą wersję czytanych (przeze mnie wierszy — wersję pełniejszą, dojrzalszą, artystycznie bogatszą.
Do wierszy nadawca dołączył fragment pamiętnika Jana Pocka Są to kartki dotyczące tego kawałka życia poety, który tak bardzo chciałam poznać: jego udział, w Batalionach Chłopskich i redagowaniu konspiracyjnej gazety pn. „Orle Ciosy”.
Pamiętnik jest konkretny. Zawiera sporo nazwisk, nazw wsi i (oddziałów BCh. Można będzie opublikować ten dokument.
Mam nadzieję, że odnajdzie się i reszta wspomnień…
— A jakie są wiersze?
— Bardzo różne: refleksyjne i obrazowe. Najwięcej, jak u Pocka, utworów związanych z ziemią, z pięknem przyrody, z próbą dotarcia do sensu życia poprzez odczytywanie praw natury.
Jest jeden wiersz, wielki wiersz, wiersz w którym Pocek mówi, że kiedy już skruszeją związki człowieka z człowiekiem i narodu z narodem, to zostaje jeszcze związek człowieka z ziemią i naturą. Bo to jest wartość trwała, która ostoi się wszystkiemu.
— Jak Pani Profesor sądzi, czy są to rękopisy wypożyczone komuś w okresie pracy Pocka w Warszawie?
— Nie, bo na części manuskryptów znajduję daty późniejsze: 1961—1963. Być może poeta posłał te wiersze któremuś z przyjaciół, może jakiemuś dziennikarzowi. Wolno mi sądzić, iż jest to ktoś, kogo Pocek darzył zaufaniem. No bo skąd ten fragment pamiętnika?
— Może Jan chciał komuś uwierzytelnić swe wojenne dzieje. Żył przecież z małej renty. Wtedy twórców nie obejmowało jeszcze obecne dobrodziejstwo wynikające z uprawnienia do renty i emerytur twórczych.
— Ja też myślę, że była to chęć ukazania poprzez dokument własnego zaangażowania w walce o wyzwolenie kraju.
— Co Pani zamierza zrobić z odzyskanymi wierszami?
— Otrzymałam je w dobrym czasie; pracowałam nad nową edycją „Poezji” Pocka. Trafiły zatem do książki. Oddałam ją Wydawnictwu Lubelskiemu.
Spodziewam się, że tym razem nakład będzie większy.
— Pani Profesor, wiem od żony Pocka, wiem to od jego przyjaciół (na przykład: tydzień temu potwierdził mi wszystko Stefan Chojnowski, rolnik i poeta z Ciechanowskiego), że zaginęły wiersze, które Pocek tworzył w latach 1950—1956 w Warszawie. Gdyby się odnalazły, to mielibyśmy cały dorobek tego twórcy.
— Wierzmy, że się tak stanie! Ale skoro jesteśmy przy tym temacie to powiem, że Zarząd Główny Stowarzyszenia Twórców Ludowych (któremu Lublin podarował na siedzibę zabytkową kamienicę) musi utworzyć archiwum, które powinien poprowadzić wyszkolony archiwista. Upominałam się o to publicznie i nie odstąpię od tej myśli.
Musimy uchronić rękopisy innych poetów ludowych. Musimy kompletować całą dokumentację związaną z twórczością plastyczną…
I jeszcze jedno. Nie zgadzam się na publikowanie poezji ludowej na byle jakim papierze, w maleńkich formatach i niskich nakładach. Tomik taki czyni zadość życzeniom twórców. Oni cieszą się z każdego debiutu. Tymczasem kieszonkowa książeczka żyje krótko. Jakże trudno teraz odnaleźć cokolwiek z tego co zaraz po wojnie ogłosiły wydawnictwa ludowe. Myślę o zbiorach wierszy Stanisława Bojarczuka, Kajetana Sawczuka.
Dobrze przetrzymały czas zbiory samorodnych pisarzy z przedmowami Kasprowicza, Tetmajera, Żeromskiego. Są to książki mądrze pomyślane, pokaźne, barwne, trwałe. One jeszcze żyją. nie uległy zaczytaniu.
Opowiadam się tedy za pomnikowymi edycjami, bo tylko takie sprzyjają upowszechnieniu poezji i — w ogóle — kultury.
Rozmawiał: ROMAN WÓJCIK
(Od redakcji: rozmowa ta niebyła autoryzowana).