Menu Zamknij

Publikacje w prasie …

Wspomnienie o Janie Pocku

JAN POCEK zmarł 26 czerwca 1971 r. w Kaleniu, pow. Puławy. Zmarły był moim bliskim sąsiadem, a w pracy twórczej — kolegą. Otóż z racji sąsiedztwa, koleżeństwa i dużej przyjaźni, wydaje mi się, że będzie słuszne o swoim przyjacielu nakreślić słów kilka.
Jan Pocek pracował ze mną w Gminnej Spółdzielni w Markuszowie, on w radzie nadzorczej, a potem w skupie, a ja na kierowniczym stanowisku. Później zatrudniono go w redakcji „Gromada” w Warszawie. Następnie powrócił do Kalenia, tak samo jak i ja — do rolnictwa. Na roli pozostał do końca życia. Pocek po długich staraniach uzyskał rentę inwalidzką. Jednak mimo to żył w biedzie nie mając własnego domu ani budynków gospodarczych. Chociaż ciężkie było jego życie — utrzymywał rodzinę składającą się z 8 osób.
Pocek ze swej chłopskości był dumny. Podczas gdy inni, a głównie młodzież, uważała własną nazwę za wzgardę. Pocek uzasadniał przywiązanie do wyrazu „chłop” tym, że „ta część narodu nigdy nie była skompromitowana próżniactwem ani wyzyskiem”, że ma podstawę do zaszczytu i chluby z racji produkowania środków do życia, nie tylko dla siebie, ale i dla całego narodu. Chłopi — mówił Pocek — od wieków byli wyzyskiwani przez innych ludzi. W ich charakterze nie leżał bunt, ani zamiar dokonania za swoją krzywdę krwawej zemsty. Lecz w czasach niewoli, gdy kraj wymagał chłopskiej ofiary, to nie było przypadku, żeby chłopi nie stanęli do walki orężnej oraz żeby kiedykolwiek odmówili ofiar.
Tak Pocek o chłopskości mówił. Nie żalił się nigdy, chociaż cierpiał. W granicach swoich skromnych dochodów z paru hektarów ziemi powoli wspólnie z żoną dorabiał się. Z trudem i przy resztkach sił postawił dom, a planowaną oborę po jego śmierci dokończył syn z matką.
Wykorzystując nawet najmniejszą chwilę wolną wśród obowiązków w GS-ie tworzyłem wiersze. Znajdowałem się w szczęśliwszym położeniu, bo miałem blisko dobrego znawcę — Jana Pocka, który czytał wiele z tych wierszy i wydawał swój sąd. Pocek nie wyrażał słów — dobry lub — slaby, tylko wiersz, który nie był w jego guście odkładał, a niektóre w ręku trzymał, i w końcu oddawał mi oznajmiając, ażebym wysłał je wydrukują. I rzeczywiście tak było.
Widząc u mnie maszynę do pisania chciał z niej skorzystać. W kilkanaście minut napisał ręcznie dwa wiersze i ja na jego prośbę przepisałem je na maszynie. W tym samym dniu wysłał je do Warszawy. Wydawało mi się. że wiersz pt. „Gwiazdę przybiłem na belce” był słaby i nie będzie miał powodzenia, a jednak ukazał się w wielu czasopismach i w zbiorku „Wiersze proste jak życie”. Pocek istotnie był „kosiarzem” poezji, jak sam się nazywał w wierszu pt. „Nic mi nie dało życie”.
Niestety na zdrowiu podupadł. Na Walny Zjazd STL w Olsztynie, mimo wielkiej chęci, nie pojechał. Po moim powrocie nie czekał, aż ja do niego pójdę i zdam relację, lecz sam przyszedł, aby usłyszeć szczegóły, które najbardziej go interesowały. Wręczyłem mu znaczek zjazdowy i komplet prasy z jego wierszami oraz dziennik olsztyński, który zamieścił wiadomości ze zjazdu. Był tym bardzo ucieszony. Wypytywał mnie o prelegentów, o kolegów, czy były ciekawe referaty, jaka była dyskusja i jaki nastrój. Gdy opowiedziałem mu o spotkaniu w Muzeum w Olsztynku i o występach zespołów regionalnych na łące, żal mu było, że tam nie był…
Niestety z każdym dniem czul się słabszy. Odwieziono go do szpitala w Puławach, a potem do sanatorium w Adampolu, skąd otrzymałem od niego sporo listów, które przechowuję jako smutną pamiątkę. Po kilkumiesięcznej kuracji nie było poprawy i sanatorium wymówiło mu pobyt. Zmuszony był wrócić do domu, w którym czuł się z każdym dniem bardziej chory. Chciał żyć i bywał jeszcze u wielu lekarzy, ale nic to nie dało. Odszedł, mając 54 lata…
ZYGMUNT KUPISZ
Łany, pow. Puławy

Total Page Visits: 335 - Today Page Visits: 1